Nie jestem na nic uczulona, nie wyznaję religii, która mi mówi co mogę, a czego nie mogę jeść, nie jestem wegetarianką, tym bardziej weganką. Słowem: mogę jeść wszystko, ale jednak nie mogę. Jestem wyrośniętym niejadkiem.
Robienie w konia
W okresie przedszkola próbowano mnie przechytrzyć, ale za każdym razem wychwyciłam, że coś jest nie tak. W telewizji śniadaniowej pokazują metody jak oszukać takiego "niejadka" i sprawić aby zaczął jeść, za każdym razem wybucham śmiechem. Postarałam się znaleźć parę tych "świetnych" sposobów w internecie:
1. "Gdy dziecko nie znosi warzyw, próbuj wygrać kolorem. Tak jak zielony kolor groszku nie działa na dziecko pozytywnie, tak czerwona papryka lub żółta kukurydza może wyglądać smakowiciej. (...) Jeśli dziecko definitywnie odmawia jedzenia warzyw, skutecznie ukryj jej w zupie – kremie lub zrób z nich nadzienie do pierogów" ~ parenting.pl
2. "Przygotowywanie "ładnych" posiłków ( np. z białego ulubionego serka wspólnie robiliśmy bałwanka, myszkę, która później po kawałku znikała w buzi)"~ czasdzieci.pl
3."Kupienie zestawu talerzyków tylko dla dziecka z ładnymi bajkowymi postaciami (rysunki były na dnie talerzy, tak, że trzeba było opróżnić go, by zobaczyć, co jest na dole? Która postać dzisiaj się tam ukryła?)" ~ czasdzieci.pl
I w sumie wszystko kręci się wokół ładnego podawania, wspólnego przygotowania posiłku czy zakupów. Poza tym więcej można znaleźć o niejadkach, które są przejedzone i dlatego nie jedzą, niż o tych, które nie tykają warzyw czy owoców. Na mnie nic nie działało.
Każdy komentuje
Najgorszy moment rozmowy między mamą a jej znajomą brzmiał "co jedzą nasze dzieci". Każdy nowy znajomy musiał usłyszeć ile to ja nie jem i na końcu podsumować: "To niedobrze..."
Spotykałam się z tym i nadal spotykam. Wystarczy, że jestem u koleżanki i akurat jest pora obiadowa. Menu na dzisiaj to jarzynowa. Super. Chcę kulturalnie odmówić i poprosić o możliwość zrobienia sobie kanapki z serem, ale nie dostaję tylko: "Zjedz, zjedz, przecież warzywa są zdrowe" Nie daj boże mamy się spotkają i taka sytuacja jest między innymi tematem rozmowy.
Niezręczna sytuacja
Źle się czuję, kiedy w gronie nowopoznanych osób już muszę zgarnąć warzywa z pizzy, grzebać w posiłku, czy poprosić o coś innego. To nie jest fajne, bo znowu uchodzisz za dziwaka, mimo zapewnień gospodarza "Spokojnie, rozumiem", zawsze pozostają jeszcze goście wokół ciebie, którzy muszą zrobić przesłuchanie "To co ty jesz?!".
Taki odruch
Pamiętam kiedy podczas Wiliglii nałożono mi na talerz po kawałeczku każdej potrawy. Ze smakiem wciągnęłam makiełki, ryż na mleku z cynamonem i kompot a reszta dań czekała. Przełknęłam rybę obficie popijając, ale groch z kapustą wywołał u mnie straszny odruch wymiotny. Chciałam kiedyś spróbować brukselki, groszku- dokładnie to samo. Tak działają na mnie warzywa... Już wolę zjeść owoce, ale tylko wtedy kiedy trzeba, czy wypada.
Wniosek?
W sumie nie wiem jaki. Wiem, że mam złe nawyki żywieniowe, mojemu organizmowi brakuje witamin, ale moje wyniki badań są w normie. W internecie nie istnieje sposób na 15 letniego niejadka, a szkoda, bo poczytałabym sobie. Już dawno powinnam naturalnie wyrosnąć ze wstrętu do warzyw, zresztą tak jak z inną rzeczą, ale to kiedy indziej. Po prostu jem to co lubię, a potrawy, do których dodaje się warzywa jem bez nich (kebab, spaghetti, chińszczyzna, placki ziemniaczane). Szukam nowych, ciekawych potraw modyfikując je potem. I co? Żyję, mam się dobrze.
Po prostu piszę o sobie i tyle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz